poniedziałek, 25 sierpnia 2014

domowo

Nie udało mi się pisać codziennie...Może i lepiej...Dziś z perspektywy 4 miesięcy inaczej to przeżywam.
Kindzieorek jest z nami w domu.
Trzy długie miesiące spędziła w szpitalu. Prawie cały czas na Intensywnej Terapii. Trzy miesiące walki z bezdechami, spadkami saturacji, retinopatią, anemią...
największy koszmar dla mnie to właśnie bezdechy.Kilka niekończących się chwil bez jednego drgnięcia malutkiego ciałka. Szaro-czarnej maleńkiej Istoty nie zapomnę do końca życia...A potem oddech...
Gdy pod koniec czerwca usłyszałam, że Malutka musi mieć zabieg laseroterapii ugięły mi się nogi...Boże, pomyślałam, ile jeszcze to dzieciątko musi przejść?
A zabieg wszystko zmienił...bo skończyły się bezdechy..
Miesiąc w domu przeleciał nie wiem sama kiedy. Starszy braciszek zsynchronizował się z siostrą i funkcjonują jak bliźnięta:) Zasypiają razem, budzą się, płaczą.Zmęczenie czasem dogina mnie do ziemi, ale każdego dnia zauważam dyskretne postępy Kingi...Zaczyna skupiać wzrok, dłużej czuwa, przygląda się, zaczyna trącać czarno-białe zabawki....
Powolutku do przodu....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz